„Wesele” we współczesnym wydaniu

Zagrożeniem dla Polski są Polacy

Jurij Smirnow

w artykule wykorzystano materiały „Rzeczpospolitej” (5.10.2007)

27 listopada we Lwowie, w Teatrze Dramatycznym im. Marii Zańkowieckiej (dawnym Teatrze Skarbka), w ramach obchodów „Roku Stanisława Wyspiańskiego”, wystąpił Teatr Śląski z Katowic ze swą najnowszą inscenizacją „Wesela". Teatr Śląski został zaproszony przez Konsulat Generalny RP we Lwowie, w 100. rocznicę śmierci polskiego dramaturga i artysty (28.11.1907).

Przed rozpoczęciem spektaklu Konsul Generalny RP serdecznie przywitał wszystkich widzów oraz podziękował dyrekcji Teatru Śląskiego za przybycie. Powiedział m.in.: „Odbywa się spotkanie z polską sztuką – ze Stanisławem Wyspiańskim i jego Weselem.” Pan Ambasador przypomniał, że Stanisław Wyspiański jest często porównywany do Leonarda da Vinci, że jest „polskim Leonardo da Vinci”. „Wielu znawców polskiej sztuki uważa, że Wesele jest jednym z najwybitniejszych dzieł” – zaznaczył dyplomata.

Następnie do zgromadzonej publiczności zwrócił się dyrektor generalny Teatru Marii Zańkowieckiej, zasłużony dla Kultury Ukraińskiej Andrij Maciak: „Cieszymy się bardzo, że dziś przyjechali do nas nasi przyjaciele, przyjechał wspaniały Teatr Śląski z Katowic. Jestem przekonany, ze dziś zobaczymy wspaniały spektakl”.

Dyrektor artystyczny Teatru Śląskiego Tadeusz Bradecki powiedział: „Nasz teatr w Katowicach jest jedynym teatrem w Polsce, który nosi imię Stanisława Wyspiańskiego. Ten występ jest uwieńczeniem całej serii obchodów, związanych z „Rokiem Stanisława Wyspiańskiego”, jakim kończący się rok był w kulturze polskiej, jak również stuleciem teatru w Katowicach”. „Nasza premiera odbyła się 6 października, zaledwie na dwa tygodnie przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi. W tym przedstawieniu, bardzo współcześnie zredagowanym, te emocje polityczne i emocje narodowe, polskie bardzo szczególnie dźwięczą i mam nadzieje, że dotrą do Państwa i zaciekawią” – dodał pan dyrektor.

Beata Kost, redaktor Polskiego Radia Lwów wygłosiła referat nt. związków Stanisława Wyspiańskiego ze Lwowem. Niżej podajemy go prawie, w całości.

Stanisław Wyspiański i Lwów

Dokładnie sto lat temu umiera artysta, który pisał o sobie – Mam ten dar, bowiem patrzę się inaczej, niż widzę, rzeczywiście, patrzył się inaczej, tworzył przełomowe dzieła, był genialnym artystą, a doceniali to już jemu współcześni. Tworzył poezję, dramaty, tworzył projekty inscenizacyjne, scenograficzne, architektoniczne. Tworzył witraże, meble, dekoracje wnętrz, tworzył też kreacje aktorskie. Tworzył słowo, które ma właściwie przemienić rzeczywistość, nadać jej blask, który traci, dzięki jakimś takim wydarzeniom bieżącym. Reformuje teatr. Jest człowiekiem, który wyprzedził epokę, jego teatr jest zupełnie inny, niż to, co było dotychczas. On, jak gdyby odrywa dramat od literatury i dramat staje się widowiskiem od razu w założeniu, w wyobraźni poety. On myśli o wszystkim: o muzyce, o scenografii, otwiera je na nowe wpływy, na nowe nurty w malarstwie. Wszystko to jest takie monumentalne, ogromne, zgodnie z jego powiedzeniem –Teatr mój widzę ogromny. A jednocześnie – lekki i strzelisty. Taki, jak sztuka gotycka, taki, jak gotyckie katedry, którymi się fascynował Stanisław Wyspiański na początku swojej twórczości. Był uczniem Jana Matejki w Szkole sztuk Pięknych i wspólnie wykonywali prace w kościele Mariackim w Krakowie. Były to prace, które miały na celu zmianę dekoracji w tym kościele. Zaczyna swoją karierę artystyczną w sposób nietypowy. Dzisiaj jest to takie symboliczne, że właśnie w dniu śmierci Stanisława Wyspiańskiego, na deskach teatru Skarbkowskiego będziemy oglądali jego Wesele.

Z pierwszej swojej podróży do Galicji, do Lwowa, która odbył tuz po maturze, Wyspiański przywozi rysunki, które były bardzo cenione i chwalone przez Jana Matejkę. Projekt witraży do Katedry Lwowskiej był przygotowany, ale kuria ich nie przyjęła. Kartony są, można je oglądać. Kuria stwierdziła, ze są zbyt modernistyczne i nie będą przystawały do wnętrz katedry. Właściwie trudno się dziwić tej obawie jurorów, którzy o tym twierdzili, dlatego, że sam Tadeusz Boy-Żeleński, który niczemu się nie dziwił, twierdził, że kobiety u Wyspiańskiego mają rysy anemicznych panienek z suteren.

Następny pobyt Stanisława Wyspiańskiego we Lwowie wiązał się nie tylko z witrażami do Katedry Lwowskiej, ale z pewnym elementem historii, który poznał, będąc we Lwowie – mianowicie, ze ślubami Jana Kazimierza. Śluby Jana Kazimierza miały tez być przedstawione na witrażu Wyspiańskiego. Tutaj też powstaje pomysł napisania sceny dramatycznej „Królowa Korony Polskiej”. Jak wiadomo, śluby Jana Kazimierza odbyły się w Katedrze Lwowskiej i ten wątek historii inspiruje Stanisława Wyspiańskiego. Tutaj, we Lwowie Wyspiański wystawiał również swoje kartony do witraży w kościele franciszkanów w Krakowie.

Tutaj odbywały się prapremiery jego przedstawień, m.in.: „Legendy”. Tu odbywały się jego premiery, tu obchodzono uroczyście rocznice jego śmierci w dwudziestoleciu międzywojennym. Tutaj też Lwowski Teatr Polski żegnał się ze Lwowem w 1945 roku, na wiosnę, inscenizacją Wesela Wyspiańskiego. A wszyscy ci lwowianie, którzy musieli opuścić miasto, praktycznie siedząc na walizkach, wzruszali się, oglądając po raz kolejny sceny z Wesela w gmachu na Jagiellońskiej, 10. Wierzyli pewnie, że jest to pożegnanie, tak naprawdę, Lwowa z Wyspiańskim, ale na szczęście stało się inaczej, bo dzięki temu, że mieliśmy tutaj wspaniałych polonistów, którzy nauczyli nas mówić Wyspiańskim i dzięki temu, że działa tutaj polski teatr z jego reżyserem i dyrektorem Zbigniewem Chrzanowskim, mamy nadal okazję do spotkania z Wyspiańskim tutaj we Lwowie, również w tym roku.

„Wesele” – inspiracja i dzieło

Dokładnie w tym roku 107 lat minęło od momentu, kiedy odbyło się słynne wesele Lucjana Rydla z chłopską, gospodarską córką Jadwigą Mikołajczykówną. Wesele, na którym bawili się i inteligenci z Karkowa, i chłopi spod Krakowskich Bronowic. wesele, które w zasadzie nikogo nie dziwiło w Krakowie, chociaż zapewne się pojawiały tez ironiczne uśmiechy i pogardliwe wykrzywienie mieszczańskich ust na chłopomanię, która zapanował wraz z okresem Młodej Polski. 20 listopada 1900 roku w bocznej kaplicy kościoła Mariackiego Lucjan Rydel i Jadwiga Mikołajczykówna ślubują sobie miłość dozgonną i zaraz potem goście wyjeżdżają właśnie do Podkrakowskich Bronowic. Tam, właśnie, tego samego dnia poeta Stanisław Wyspiański – gość nietypowy, gość, który sprawił, że to wesele stanie się, najbardziej znanym polskim weselem, stoi oparty o framugę drzwi, obserwuje i zapewne, szkicuje już w swoje wyobraźni, w swojej głowie pierwsze wersy, a być może – pierwsze sceny.

Premiera tego przedstawienia w marcu następnego roku – roku 1901, to była nawałnica, to była burza, która się przetoczyła przez Kraków. Wielkie poruszenie, zachwyt, ale też słowa krytyki – m.in. w czasie premiery, Stanisław Tarnowski – znany przywódca konserwatywnych stańczyków, wyszedł z loży, trzaskając drzwiami, ponieważ w scenę z hetmanem Branickim był opisany pradziadek jego żony, który był znanym przywódcą Targowicy. Również w przeddzień Wesela pani Pareńska i pani Rydlowa zaklejają imiona dziewczynek, będących pierwowzorami postaci, które są w Weselu, bo panny są dorastające i są na wydaniu.

Wesele jest wielkim wydarzeniem i budzi wielki zachwyt, bo już następnego dnia Kraków zaczyna mówić Wyspiańskim. W zasadzie na całe pokolenia przeszły znane nam frazy z Wesela, których używamy do tej pory. Mamy dzisiaj kolejny raz okazję, abyśmy tutaj stanęli na progu tej bronowickiej, rozśpiewanej chaty i zobaczyli inne Wesele, tak, jak to robi kolejne już pokolenie polskich reżyserów, stając gdzieś tam, za Wyspiańskim w tej chacie i obserwując to wydarzenie na nowo”.

Rudolf Zioło, reżyser „Wesela” powiedział „Rzeczpospolitej”: „Wesele wciąż nam uświadamia, ze prawdziwym zagrożeniem dla Polski są sami Polacy. Skoro uzyskaliśmy wolność i demokrację, to już nie możemy zwalać winy za nasze niepowodzenia na innych”.

Marcin Szaforz – odtwórca roli Pana Młodego, przyznaje, iż buduje tę postać „tu i teraz”, jest to „człowiek dzisiejszych czasów. Ma swoje pragnienia i ułomności. On pragnie prostych, jasnych, czytelnych komunikatów. Widzi jednak, ze to wszystko, co wokół niego zaczyna się dziać, uwikłane jest w interesy, stereotypy, że to, co robi grupa, cenione jest wyżej, niż to, co robi jednostka. Stara się więc, bronić własnych przekonań”.

„Wesele” Wyspiańskiego jako opowieść o naszch czasach

Trzeba zrozumieć, że pokazany we Lwowie spektakl jest nie tylko współczesny w swoje formie, w reżyserii i w kostiumach. W tym spektaklu nie chodzi tylko o to, żeby pokazać bohaterów Wyspiańskiego we współczesnych, nie uprasowanych strojach. Nie chodzi o to, żeby podkreślić indywidualizm i nerwowość głównych bohaterów. Na weselu, gdzie ludzie się zebrali, aby się bawić, biegają po scenie jakieś zdenerwowane typy, coś krzyczą, kłócą się. Nie chodzi też o to, żeby krawat był jedynym znakiem, który odróżnia inteligenta od innych. I czy ten typ w ogóle jest inteligentem, kiedy różni się tylko krawatem?

W tym spektaklu chodzi o coś całkiem innego. Chodzi o to, żeby w bohaterach Wyspiańskiego pokazać współczesnych Polaków, współczesną Polskę. Rzucić bolesne pytanie nie tylko do pokolenia Polaków z początku XX wieku, a i do pokolenia z początku XXI wieku. Tylko u tych współczesnych znacznie większa odpowiedzialność za to, co się dzieje w Kraju, w Ojczyźnie. Bo tamta Ojczyzna była pod zaborem, a współczesna jest krajem wolnym. I za wszystko odpowiadać trzeba już samemu.

Pan reżyser mówił: „Ktoś z socjologów wytropił, że u nas, właściwie, nie ma społeczeństwa. Trafia się najwyżej jakiś treser albo kłusownik (to o politykach współczesnych!), który posiada wabik tak organizujący sforę ( to o nas, na nich głosujących!), że za nim biegnie. Wygląda to na zły sen, a jest praktyką codzienności”.

Tak to jest! „Wesele” w interpretacji Teatru Śląskiego, to opowieść o naszych dniach i naszych problemach, po prostu z serii popularnych reportaży „Co z tą Polską?” Odpowiedź brzmi tak, że nie tylko bohaterowie Wyspiańskiego zgubili złoty róg, zmarnowali szansę. Zdanie: „Miałeś, chamie, złoty róg” jest w społeczeństwie współczesnym aktualne nadal.

Ktoś, jednak powie: „Nie jest tak wszystko źle i nie tak czarno, i nie rządzi nami żaden kłusownik”. Wydaje się jednak, że publiczność, która wypełniła salę teatralną, nie myślała wcale w takich kategoriach. Polacy lwowscy przyszli zobaczyć klasykę w wykonaniu profesjonalnego zespołu teatralnego. Szukali znajomych bohaterów, znajomych tradycyjnych kostiumów teatralnych. Chcieli usłyszeć poezję Wyspiańskiego, recytowaną z dobrą dykcją. Nowoczesne podejście, nowoczesna treść spektaklu nie tyle wielu zaszokowała, ile została tam na miejscu, w teatrze niezrozumiana. Dopiero, może w domu, po zastanowieniu się nad tym, co zobaczyliśmy. We współczesnym teatrze reżyser i artyści ciężko pracują, ale oni chcą, żeby razem z nimi ciężko pracowali (intelektualnie, oczywiście) także widzowie. Tylko wtedy teatr współczesny może być zrozumiały w swojej treści i w swoich symbolach.

Niektórych widzów zaszokowały bardzo śmiałe sceny z Panną Młodą (na przykład, pod stołem). Tak naprawdę, to tylko symbol. Panna Młoda w tłumaczeniu reżysera, to symbol Polski. Panu Młodemu cały czas ktoś przeszkadza „wejść w posiadanie” swojej młodej żony. To właśnie, dlatego, że narodowi polskiemu cały czas ktoś przeszkadza „wejść w posiadanie” własnego Kraju, własnej Ojczyzny. Raz magnaci z Targowicy, raz – rozbiorcy, jeszcze raz – Moskale, Niemcy, Sowieci… A jeszcze – właśnie „kłusownicy”. Może też Unia Europejska? Takich głosów w Polsce współczesnej też nie brakuje. Otóż, pytanie zasadnicze całego spektaklu – kiedy naród polski będzie gospodarzem w swoim Kraju, a również – kiedy każdy Polak będzie odczuwał swoją osobistą odpowiedzialność za jego losy?

Wróć do strony głównej