img
9
www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 26 marca–15 kwietnia 2013 nr 6 (178)
mięsiwem. Na środku olbrzymi
conego jadła”, z dziecinną uciechą
jeszcze po czterech latach w Anglii
zarządzenie lwowskiej dyrekcji poli-
Chyba, że ktoś tam mą piosnkę
rozdzielali farbowane jajka, kawałki
przekładaniec, sławny przekłada-
w reszteczce dochowany, był taki
cji z 1923 roku: w interesie porządku
usłyszał,
ciasta i mięsa i na sam widok jego
niec mojej Matki. Istotnie był prze-
sam dobry i świeży jak pierwszego
i bezpieczeństwa publicznego zaka-
No to spojrzy na siebie, na biedę
zapomnieliśmy o wszelkiej biedzie,
zano strzelaniny na ulicach i placach
dziwny. Był oblany lukrem i posypa-
dnia! (a bez żadnych „preserves”
i usłyszy z daleka jak wtedy.
o niewoli i zdało nam się żeśmy w
miasta Lwowa i sprzedaży wszelkich
ny kolorowym maczkiem, a na nim
angielskich). Tak samo z wilii, np.
Kalichlorek, kalichlorek proszę dać,
polskim domu.
do tego celu służących środków.
stał cukrowy baranek. Obok niego
gołąbki wybierało się z garnka i od-
bo na wiwat strzela lwowska brać.
baby wysokie i niskie, jak Manhat-
grzewało do herbaty jeszcze przez
Przekroczenie zakazu karano grzyw-
tan... Dalej serniki, jeden żółtawy z
cały styczeń. Nic się nie zmarno-
ną, a czasem karą aresztu do dni 14.
Ta tradycja, choć przeżyła okres
Za mazurek i za babkę
szafranem, drugi biały, śmietankowy
wało, a jadło się za to mniej cze-
Za nieletnie dzieci odpowiadali ro-
sowiecki, zanika w ostatnich latach
całowałem ciocię w łapkę
A w domu? W rodzinnym domu
– dalej cygany czekoladowe z mig-
go innego. Tak samo przecie nie
dzice względnie opiekunowie. Mimo
– rzeczywiście coraz ciszej po rezu-
o wymiarze sakralnym pamiętali, co
dałami na opłatkach, dalej „placek
wypijało się obowiązkowo wina w
ostrzeżeń, Lwów strzelał głośno na
rekcji pod lwowskimi kościołami.
prawda, nie wszyscy, ale w Wielki
w kratkę”, czyli kruchy cynamonowy,
dnie świąt, a u nas w ogóle wszyscy
chwałę Zmartwychwstałego Pana.
Piątek istne pielgrzymki przetaczały
wielowarstwowy, z wiśniami, dalej
pijali niewiele. No, a trzeba przy tym
Minęły lata. Siedząc nad filiżan-
lwowskie Alleluja
się przez Lwów – lwowska tradycja
mazurek bakaliowy: warstwa masy
pamiętać, że na święcone zawsze
ką angielskiej herbaty pokolenia wy-
Poza opisami z lamusa, mamy
nakazywała odwiedzanie Bożych
na kruchym cieście, dalej tort migda-
przychodzili goście – i to często
gnanych lwowiaków, po raz kolejny
jeszcze kartki z życzeniami dla Pań-
Grobów we wszystkich ważniej-
łowy, makowy, jabłeczny... Pomiędzy
tacy, którzy po kawalersku żyjąc,
zalewały się łzami na wspomnienie
stwa: te lwowskie, zrobione przez
nie mieli możności zaznać go u sie-
bie. I wreszcie trzeba pamiętać, że
te święta były tylko dwa razy do roku
i że żadnej potrawy wigilijnej ani
wielkanocnej nie robiło się i byłoby
czymś nieobyczajnym robić ją kiedy
indziej. Co najmniej przekładańca,
cyganów i mazurków, prosięcia, kutii,
szczupaka w szafranie, zupy migda-
łowej i kwaśnych gołąbków nie wolno
było po prostu mieć kiedy indziej niż
w święta, którym przynależały”.
Mam nadzieję, że Michał Gwal-
bert Pawlikowski obronił przepych
lwowskich świąt swoim czułym opi-
sem sporządzonym na emigracji z
tęsknoty za lwowskim domem. We
„Wspomnieniach lat szczęśliwych”
Janina  Augustyn-Puziewicz  po-
zostawia równie ciepły opis świąt
mniej wystawnych z przed II wojny
światowej:
„Dominował świąteczny stół,
przykryty śnieżnobiałym obrusem,
przybrany  baziami,  hiacyntami,
barwinkiem, zaś w koszyczkach z
pisankami i ze święconymi jajkami
zieleniły się gałązki bukszpanu. Na
środku stołu stała pokaźna donicz-
ka z owsem, a w nim biały bara-
nek z czerwoną chorągiewką przy
boku. Wawrzynek – wilcze łyko stał
skromnie w niewielkich flakonikach,
szych kościołach miasta. Wyprowa-
to przede wszystkim całe prosię pie-
ślicznym zapachem dając znać o
dzała do świątyń nawet tych, którzy
czone z cytryną w pysku, z nadzianką
swojej obecności. Ta roślina była
w ciągu roku nigdy tam nie zagląda-
słodką w środku, z zadartym kruchym
jedną z tradycyjnych dekoracji na-
szego rodzinnego, wielkanocnego
wystrzałowych obchodów:
li. Redaktor lewicującego dziennika
ogonkiem i zielonym bukszpanem w
piewcę Miasta Witolda Szolginię
komentował: Pamiątka męki Chry-
stołu. Z potraw przede wszystkim
uszach... Zresztą bukszpanu po tro-
Na Wielkanoc to we Lwowie,
mają specjalny urok i wymowę. Każ-
stusowej wywiera wrażenie nawet
baby, duże, puszyste (lekkie ciasto)
chę wszędzie. Szynka z odwiniętą do
pan wie?
dego roku Witold Szolginia wysyłał
na niewierzących sceptyków.
baby. Bardzo słodkie do kawy, pra-
połowy skórą, przyozdobiona punk-
- ćmaga, myślisz pan? Ja wiem,
życzenia do zaprzyjaźnionych lwo-
W Wielki Piątek po ukazaniu
wie niesłodkie do wędlin, jedynie do
tami goździków. Kiełbasy najrozma-
piło się.
wian, wypisując je na własnoręcznie
wiernym odsłoniętego krzyża w
studzieniny był zwyczajny chleb, czy
itsze, indyk z farszem, już słonym,
Ja wim, baranek, majeranek
zrobionych kartkach pocztowych
czasie procesji w lwowskich ko-
kulikowski – nie wiem”.
koprowym... Pomiędzy to butelki z
i pisanki,
– na specjalnych kartonikach poja-
ściołach śpiewano pieśni „łacińskie
Dwudziestowieczne święcone z
rozmaitym winem, sosjerki z sosem
ale na co narzekały lwowianki?
wiały się różne fragmenty miasta.
i greckie” na znak, że cały Kościół
całą pewnością było mniej okazałe
tatarskim, salaterki z sałatką francu-
- Kalichlorek, kalichlorek proszę dać,
Takich kart rozsyłał Witold Szolginia
– zachodni i wschodni składa hołd
niż to z wieku XIX, ale i tak Maria
ską... Przed samym przekładańcem
Bo na wiwat strzela lwowska brać.
ponad sto kilkadziesiąt… Rozsiani
krzyżowi.
Bunin-Kasprowiczowa, żona poety
pisanki kolorowe. Na brzegu chleb
Aptekarze nie Łazarze wiedzą to,
po świecie lwowiacy czekali na jego
narzekała: Święta Wielkanocne! (…)
Na lwowskie zwyczaje składały
wiejski i sól na talerzyku, na serwetce
że batiarskie to zwyczaje są
opowieści i na te małe fragmenty
Święta dni wiosennych i spotęgowa-
się tradycyjne wizyty „na święcone”.
jaja na twardo pokrajane wzdłuż, któ-
I nie dziwię im się wcale,
miasta, które w ich wyobraźni po-
nej nadziei. We Lwowie Wielkanoc
W zamożnych domach przygoto-
rymi, wziąwszy widelce, dzieliliśmy
zapchaj kapsle pod tramwaje!
ruszały cały wielki lwowski mikroko-
oznaczała parodniową wędrówkę po
wywano kosze i stoły dla najbied-
się przed obiadem.
Kalichlorek, kalichlorek cały dzień!
smos. Dziś na łamach gazety udo-
znajomych, siedzenie przy zastawio-
niejszych, rozdzielane potem przez
Kiedy ksiądz z organistą czy ko-
strzelał Lwów i głuchy był jak pień.
stępniamy wielkanocne leopolitana
nych do obrzydliwości stołach, jedze-
towarzystwa dobroczynne – babki
ścielnym w komeżkach, obchodzący
W inszych miastach miałeś baby
dzięki uprzejmości syna pisarza –
nie, jedzenie i jeszcze raz jedzenie!
lukrowane, drożdżowe placki z kru-
domy po parafii w mieście, już po-
i mazurki,
pana Krzysztofa Szolgini.
szonką, mazurki i nugaty na mio-
święcił i pokropił to wszystko, usuwa-
różne jajka, obwarzanki i figurki.
Jeszcze tylko kilka dni, jeszcze
dzie, kiełbasy i mięsa. I znów sło-
no święcone do spiżarni, a zostawały
Lecz od świtu we Lwowie
zdążymy z przygotowaniami i de-
Na wiwat strzela
dycze: przekładańce, serniki, „placki
tylko półmiski z nakrajanymi plackami,
tak wypada:
koracjami. Najprościej i najłatwiej
lwowska brać
w kratkę”. Obyczaj kazał odwiedzać
A tradycyjna istniejąca niemal
z zimnym mięsem, z sałatą francuską
nic inszego – inu kanonada.
jest z rzeżuchą. Potrzebna jest tylko
znajomych i przyjaciół: lepsze to-
od zawsze lwowska oprawa niedzieli
i prosię – do obiadu. Zaczynało się od
Kalichlorek, kalichlorek wszędzie
butelka i nasiona, lwowskie zalece-
warzystwo chodziło do Dzieduszyc-
wielkanocnej w postaci strzałów na
czystego barszczu w filiżankach...
grzmi,
nia są następujące: „flaszkę owija
kich – Alfonsyny i Włodzimierza.
wiwat? Wielkanoc we Lwowie to nie
„Co to za zbytki, co za orgie ob-
kładą ci pod okno i pod drzwi!
się przędzą lub pakułami (inaczej
Do pałacu na Kurkową przychodził
tylko nastrój rodzinnych domów, ale
żarstwa wyprawiało się po domach
Strzela stary, młody, student,
„kłakami”), następnie gliną równo
namiestnik, arcybiskup i przyjaciele
polskich, szlacheckich czy nieszla-
i nastrój lwowskiej ulicy, wspominana
rzeźnik, dziad,
oblepia, a na glinę sieje się gęsto
przez wielu słynna kanonada z klu-
rodziny. Od nich można było podje-
checkich!” – może kto powiedzieć.
-musisz słuchać jakeś tutaj wpadł.
rzeżuchę i nasienie starannie w gli-
cza, to perfidne używanie, jako „od-
chać na Trzeciego Maja do Bade-
Ale taki niczego nie rozumie. Naj-
I dobra cegła dobry kamień,
nę wciska”. Gdzieś na strychu od-
palacza”, poczciwego starego tram-
nich i Pawlikowskich. Ogromny stół
większym zbytkiem – jeśli o to idzie
wiwat jest nad wiwatami.
szukać można kolorowe wycinanki,
waju lwowskiego, który rozpędzony
u Pawlikowskich nakrywano białym
– był trud gospodyni. Bo trzeba o
Kalichlorek, kalichlorek –
krajki i pisanki. Rzeżucha czy owies
z górnego Łyczakowa najeżdżał na
obrusem udekorowanym herba-
tym pamiętać, że święcone starcza-
święta grunt!
zazieleni się na stole. Do tego odro-
podstawione na szynach ładunki „ka-
mi, odziedziczonym po kardynale
ło po części na tydzień, a po części
Panie aptekarzu, daj pan jeszcze
bina uroku zachowanego w opisach
lichlorku”. Huczą w uszach te batiar-
Lipskim. Przy stole mieściły się 24
i na miesiąc. Może nie każden uwie-
funt.
i w niepowtarzalnym klimacie sta-
skie strzały, uśmiecham się do nich
osoby: jest „cały gęsto zastawiony
rzy, ale przekładaniec przysłany mi
Dziś we Lwowie na pewno
rych kart pocztowych. Wesołych
w myślach… Nie pomogło nawet
półmiskami, plackami, wędlinami,
przez Matkę na wygnanie do Włoch,
tam cisza,
Świąt!