img
26
Wspomnienia
26 marca–15 kwietnia 2013 nr 6 (178) * kurier galicyjski * www.kuriergalicyjski.com
Skarby pamięci
ki – lizaki na patyku czekały na mnie
niego odznaczenia oraz wzmianki o
też w sklepie NUZA, gdzie rodzice
jego działalności zamieszczone na
zazwyczaj robili zakupy. Barwną
łamach tygodnika „Wołyń”. Miłym
postacią, którą zapamiętałem z tych
przeżyciem, zapamiętanym przeze
wspólnych spacerów ulicami Łucka,
mnie z okresu dzieciństwa, były imie-
był Żyd Nuchim. Często w rozmowie
niny ojca. W tym dniu już o szóstej
TAdEuSZ MArCINKoWSKI
powtarzał ulubione powiedzenie:
rano przychodziła pod nasz dom or-
„Wino w rieczku nie wyljewajetsja”.
kiestra strzelecka i grała specjalnie
Szczęśliwe dzieciństwo
Nasz dom w Łucku przy ulicy
Słynął z tego, że zaczepiał biskupa
dla solenizanta „Sto lat”, ulubioną
Zamkowej znajdował się w wyjąt-
Szelążka i pytał go, kto w Łucku waż-
„Pierwszą Brygadę” lub „Hej, strzel-
kowym miejscu, naprzeciw wieży
niejszy, po czym triumfalnie odpowia-
cy wraz...”, wzbudzając sensację na
Władyczej zamku Lubarta, na której
dał: „Oczywiście że pan wojewoda!”.
całej Zamkowej. Ojciec wychodził do
stała budka strażacka. Domek tonął
Prócz spacerów i słodyczy, wiel-
muzyków i częstował ich kieliszkiem
w zieleni bzów i jaśminów oraz róż
ką przyjemność sprawiały mi wizyty
wina lub wódki, a mama podawała
i innych kwiatów, pieczołowicie pie-
w kinie „Słońce”. Początkowo od-
zakąskę i ciasto.
lęgnowanych przez babcię. Zaraz za
wiedzałem kino z rodzicami, ale gdy
Ojciec z pasją oddawał się pracy
nim rozciągały się łąki, a przecinało
trochę podrosłem, mama zostawiała
w Związku Strzeleckim. Pod koniec
je koryto Głuszca, przez mieszkań-
mnie samego na widowni i po sean-
lat trzydziestych istniały w Łucku
ców nazywanego Żydówką.
sie oczekiwała na mnie przy wyjściu.
dwa Oddziały Związku Strzeleckiego.
Gdy byłem dzieckiem, rzeczka
Można powiedzieć, że już jako ma-
Jeden z nich miał siedzibę na zamku
zmieniła się po wybudowaniu wałów
lec pozostawałem pod przemożnym
Lubarta i tym właśnie dowodził ojciec,
nad Styrem w wąski strumyczek, za-
urokiem dziesiątej muzy. Pewnego
natomiast drugi mieścił się na Kra-
silający swą wodą staw tuż koło na-
razu mama jak zawsze zaprowadzi-
snem. Oddział na zamku w 1935 roku
szego domu. Brzegi strumyka łączył
ła mnie do kina. Siadłem na widowni
liczył 78 osób, natomiast Towarzystwo
drewniany mostek, przez który wy-
i zapomniałem o bożym świecie. Na
Przyjaciół Związku Strzeleckiego 450
biegałem na łąki, aby witać wracają-
ekranie pojawili się bohaterowie baj-
osób. Oddział posiadał własną świe-
cego z pracy ojca, gdyż gmach Sądu
ki Walta Disneya. To był film „Królew-
tlicę, a w niej odbiornik radiowy, biblio-
wznosił się nieopodal przy ulicy Ja-
na Śnieżka i siedmiu krasnoludków”.
tekę zasobną w 400 tomów książek,
giellońskiej. Staw był ulubionym miej-
Jak urzeczony wpatrywałem się w
prenumerował liczne czasopisma.
scem naszych dziecięcych zabaw, a
Działalności Związku przyświecało
ekran, słuchałem piosenek, śmiałem
w okresie zimowym zamieniał się w
hasło: „Dobro Rzeczypospolitej jest
się i płakałem z innymi dziećmi. Dzi-
miejską ślizgawkę. Często, kiedy ba-
pierwszym i najważniejszym pra-
siaj wiem, że Królewicz przemawiał
wiłem się tu z kolegami, przechodził
wem strzeleckim”. Prowadzono za-
głosem Aleksandra Żabczyńskiego,
obok nas ksiądz Władysław Bukowiń-
tem wychowanie obywatelskie jego
Leśniczy – Stefana Jaracza, Mędrek
ski. Zatrzymywał się przy nas. Gładził
członków w duchu patriotycznym,
– Aleksandra Zelwerowicza, a Gbu-
nas po głowach. Rozmawiał z nami,
kształcenie typu obywateli ideowych,
rek – Józefa Orwida. Byłem pod tak
a my na pożegnanie całowaliśmy go
bezinteresownych w pracy dla ogółu
wielkim wrażeniem doświadczonych
w rękę. Z zamkowego wzgórza spod
i zdolnych do podjęcia odpowiedzial-
w trakcie seansu przeżyć, że zosta-
wieży Władyczej zjeżdżałem zimą
ności za losy Państwa. Mając na celu
łem na widowni. Przerażona mama
na sankach w stronę zamarzniętego
zwiększenie gotowości społeczeń-
wypatrywała mnie wśród wycho-
stawu. Ileż to było śmiechu, radości,
stwa do obrony granic, specjalną
dzących dzieci. Zaczął się kolejny
Tadeusz Marcinkowski. łuck, lata trzydzieste (fot. z rodzinnego
niefrasobliwej dziecięcej odwagi.
uwagę zwracano na przysposobienie
seans, a ja jeszcze raz obejrzałem
archiwum Tadeusza Marcinkowskiego)
Nasz dom na ulicy Zamkowej
wojskowo-strzeleckie. Dwa razy w
tę samą cudowną bajkę i później
a jako rodowita Wołynianka znała ich
domu mieliśmy też gramofon z dużą
w Łucku był parterowy. Od ulicy od-
miesiącu na terenie zamku odbywały
jeszcze raz. Mama w końcu zorien-
mnóstwo. Z zapamiętanych przeze
tubą i sporo płyt. Wkrótce melodie te
dzielał go piękny ogród, w którym
się strzelania na strzelnicy dziedziń-
towała się, dlaczego mnie nie ma.
mnie dań mogę wymienić pasztety
popłynęły nie z tuby, lecz z radiood-
rosły jaśminy, bzy i róże. Budynek
ca zamkowego. W miarę rozwoju
Po wyjściu z kina nakrzyczała na
z zająca, faszerowanego prosiaka,
biornika wykonanego przez radio-
znajdował się u podnóża góry zam-
życia sportowego, oddział na zamku
mnie zarzekając się, że ostatni raz
faszerowaną rybę i uwielbianą przeze
amatorów, podkomendnych ojca ze
kowej. Mieszkały w nim dwie rodziny:
Lubarta podzielono na szereg sekcji,
puściła mnie samego.
mnie wielkanocną paschę czy pach-
Związku Strzeleckiego.
od strony podwórza babcia Emilia
między innymi: narciarską, łyżwiar-
Często w niedzielę wypływaliśmy
nące w całym domu kichłyki z cyna-
Mój ojciec Jan Marcinkowski był
Martyńska z rodziną Kozakiewiczów,
ską, bokserską, piłki nożnej, gier
też z ojcem parostatkiem na organi-
monem. Nic dziwnego, że gościom
gorącym patriotą. Szczególnym sza-
natomiast od frontu my, czyli Marcin-
sportowych i ping-ponga. Jak donosił
zowane przez Związek Strzelecki
dopisywał apetyt. Tyle wesołości i ra-
cunkiem i podziwem darzył marszał-
kowscy. Nasze mieszkanie składało
tygodnik „Wołyń” z 17 lutego 1935
wycieczki Styrem do Boratyna, Tar-
dosnego śmiechu było w tych zaba-
ka Józefa Piłsudskiego. Tę fascynację
się z dwóch dużych pokoi i jeszcze
roku; „Dzięki ofiarnej pracy Jana
gowicy lub Rożyszcz. Towarzyszyła
wach. Rosłem otoczony życzliwością
przekazał i mnie. Nas, swoje dzieci,
większej kuchni, w której królował
Marcinkowskiego prawie wszystkie
nam w tych rejsach ta sama strze-
najbliższych i przyjaciół domu.
starał się wychować w duchu patrio-
olbrzymi piec. Między pokojami był
sekcje sportowe posiadają własny
lecka orkiestra. Gdy wchodziliśmy na
Razem z rodzicami składałem
tycznym. Dużo i często opowiadał mi
przedpokój, z którego wychodziło się
sprzęt”. Z dumą czytaliśmy takie po-
pokład, grała zawsze ojcu ulubioną
wizyty rodzinie i znajomym. W Łuc-
o bohaterach narodowych, o wojnie
na oszklony ganek. Stąd drewnianymi
chlebne notatki na temat działalności
„Pierwszą Brygadę”. Imponowały mi
ku, w domu na ulicy Krakowskiej,
1920 roku i o Legionach. Przyniósł
schodkami schodziło się do ogródka
ojca na łamach ukazującej się na
te wyrazy szacunku okazywane ojcu
mieszkała przecież babcia Antonina
kiedyś do domu epidiaskop i wy-
pełnego drzew, krzewów i kwiatów. W
Wołyniu prasy.
i byłem z niego bardzo dumny.
Marcinkowska z ciocią Jadzią, jej
świetlał przeźrocza z widokami miast
ich zaciszu stał stolik i krzesełka. Przy
Ze względu na liczne zajęcia
Z okazji święta 3 Maja i 11 Li-
mężem Józefem Maleszą, który rów-
(Warszawy, Krakowa), scenami z hi-
ciepłym dniu siadywaliśmy tu wraz z
ojca, zawsze z utęsknieniem czeka-
stopada chodziliśmy całą rodziną na
nież pracował w sądzie i o sześć lat
storii Polski, a przede wszystkim ze
naszymi gośćmi.
łem na niedzielę. Wtedy pochłonięty
defilady. Mama ubierała się wtedy
ode mnie starszym synem Jurkiem
zdjęciami przywódców Państwa Pol-
Ze wzruszeniem wspominam te
na co dzień pracą w sądzie, a po-
szczególnie elegancko. W ciepłe dni
Maleszą oraz z wujkiem Ksawerym
skiego i ze zdjęciami z okresu walk o
miejsca i szczęśliwy dla mnie okres
południami działalnością społeczną
w sukienki lub bluzki z zawiązywaną
Marcinkowskim. Natomiast w Rów-
niepodległość. Często zabierał mnie
wczesnego dzieciństwa, w którym
w Związku Strzeleckim, Związku
pod szyją kokardą czy żabotem i w
nem odwiedzaliśmy dwie kolejne
na zbiórki oddziału strzeleckiego,
tak ważną rolę odgrywał mój ojciec
Urzędników Państwowych, Związ-
wąską spódnicę, na który to strój w
siostry ojca: ciocię Helenę Zarem-
którego był komendantem. W czasie
Jan Marcinkowski. Był on człowie-
ku Szlachty Zagrodowej, ojciec był
chłodniejsze dni zarzucała palto ze
bę i ciocię Janinę Porębską, które
jednej z takich wizyt od bibliotekarza
kiem pogodnym i wesołym, lubianym
w domu. Nasze rodzinne niedziele
ślicznym futrzanym kołnierzem. Nosi-
wyszły za mąż za ojca przyjaciół z
w świetlicy otrzymałem do wyboru
w pracy i w Związku Strzeleckim,
miały odświętny charakter. Rano po
ła też gustowne kapelusiki. Wygląda-
pracy. Zresztą wujek Adam Porębski
dwie książki, z których tylko jedną
gdzie pracował społecznie. Lubił to-
wspólnym śniadaniu udawaliśmy się
ła bardzo ładnie. Zazwyczaj w czasie
i wujek Jan Zaremba także pełnili
mogłem dostać. Pierwsza była o
warzystwo i miał wielu przyjaciół. W
wszyscy na mszę świętą do kościoła
defilad zatrzymywaliśmy się w tłumie
funkcję sekretarzy, tylko że w Sądzie
marszałku Piłsudskim, druga o Tade-
rodzinnej anegdocie zachował się
św. Piotra i Pawła. Białe mury kate-
na ulicy Jagiellońskiej, by podziwiać
Okręgowym w Równem. A że krewni
uszu Kościuszce. Byłem w rozterce.
następujący obrazek: po hucznej za-
dry wznoszą się tuż za zamkiem
nie tylko oddziały stacjonującego w
mieli też swoich znajomych i przyja-
Wychowany przez ojca w kulcie mar-
bawie w kasynie, pod dom na Zam-
Lubarta. Z naszego domu było więc
Łucku 24 Pułku Piechoty czy szwa-
ciół, przy tak rozległych koligacjach
szałka, chwyciłem książkę o nim, ale
kowej z trzaskaniem bata zajechały
blisko do tej słynącej z cudownego
drony kawalerii 19 Pułku Ułanów, ale
zawsze było gwarno i wesoło.
po chwili wziąłem również tę drugą
trzy dorożki: pierwszą przyjechał me-
obrazu Matki Boskiej Latyczowskiej
zwłaszcza ojca maszerującego na
W trakcie takich spotkań duszą
– o Kościuszce, którego przecież by-
lonik ojca, drugą – laska, a dopiero
świątyni. Później odwiedzaliśmy ro-
czele swego oddziału strzeleckiego.
towarzystwa był właśnie mój ojciec,
łem imiennikiem i chyba to imię nadał
trzecią sam ojciec.
dzinę lub udawaliśmy się na spacer
W takim świątecznym dniu odprowa-
który bardzo lubił śpiewać, a jego
mi ojciec na jego cześć. Uśmiano
Z okazji różnego rodzaju świąt
do ogrodu miejskiego czy na przystań
dzałem zwykle ojca na zamek, gdzie
szeroki repertuar obejmował pio-
się serdecznie z mojej zrozpaczonej
i uroczystości rodzinnych w naszym
nad Styrem. Kiedy przechodziliśmy
zbierał się oddział, a potem biegłem
senki wojskowe, strzeleckie, ludowe
miny i w końcu pozwolono na zabra-
domu gościło wielu przyjaciół i zna-
przez pięknie ozdobiony popiersiami
krótszą drogą przez łąki, aby stanąć
i różne modne wówczas przeboje.
nie obydwu książek. Miałem je do
jomych rodziców. Ojciec zabawiał
Słowackiego, Czackiego, Kraszew-
jak najbliżej trybuny usytuowanej koło
Jego ulubioną melodią była piosen-
chwili zesłania na Syberię.
towarzystwo opowiadaniem dykte-
skiego i Sienkiewicza most Bazyliań-
soboru na placu Narutowicza i obej-
ka strzelecka:
Jako komendant oddziału strze-
ryjek, których znał mnóstwo, grą na
ski, który znajdował się u wylotu ulicy
rzeć całą defiladę.
„Raz w pewną noc do pewnej wsi
leckiego, ojciec często odbierał dowo-
gitarze lub mandolinie oraz śpiewem.
Jagiellońskiej, mogłem mieć nadzie-
Jedną z defilad zapamiętałem
Szedł strzelec po kwaterze...”,
dy sympatii swoich podkomendnych
Przyjęcia były wystawne. Nad ich
ję, że odwiedzimy pobliską cukiernię
szczególnie. Była to rewia wojsk bio-
a z przebojów nucił często „Umó-
i cieszył się uznaniem przełożonych,
przygotowaniem czuwała mama,
Rozaliniego, oferującą wyborne sło-
rących udział w wielkich manewrach
wiłem się z nią na dziewiątą”. W
o czym świadczą otrzymane przez
sama szykując najważniejsze dania,
dycze. W dzień powszedni przysma-
na Wołyniu we wrześniu 1938 roku.