img
35
www.kuriergalicyjski.com * kurier galicyjski * 20 grudnia 2013–16 stycznia 2014 nr 23–24 (195–196)
Omska, to spora miejscowość, w
scy i znajomi na próżno czynili usiło-
zajmował ogromny gliniany piec. Po
dawaniem rzeczy, by kupić jedzenie,
Na obcej ziemi
której znajdowały się władze rejonu.
Po zajęciu Łucka przez sowie-
wania, by coś podać. Moja chrzest-
prawej stronie od drzwi stała skleco-
nie miała pieniędzy na walonki dla
Były tam: cztery kołchozy (zapamię-
tów, w 1940 roku do miasta skiero-
na Zofia Martyńska też próbowała
na z drewna i jednej deski ława, dalej
mnie. Zaczynałem więc szkołę, lecz
tałem nazwy dwóch: „Leninskij Put ”
wano urzędników i wojskowych so-
dostarczyć nam żywność i ciepłą
równie prymitywnie zrobione łóżko
gdy przychodziły tęgie mrozy, prze-
i „Krasnyj Wastok”), sowchoz, MTS,
wieckich. Jednym z nich był lekarz
odzież. Panował nieopisany chaos.
i opierający się o pryczę stolik, na
stawałem do niej chodzić. Szkoła
komenda NKWD, klub, biblioteka,
Szurlakow, który poprosił o zakwa-
Ludzie płakali, wołali swoich najbliż-
którym stał kaganek. Z lewej strony
mieściła się w zbudowanym jeszcze
sklep, punkt medyczny, czteroklaso-
terowanie wraz z żoną, też lekarką,
szych. Każdy chciał pożegnać się z
była wykopana w ziemi piwnica, w
przed rewolucją parterowym budyn-
wa szkoła. Miejsce naszego zesłania
w naszym domu.
wywożoną na Sybir rodziną, ale odbi-
zamyśle do przechowania jedzenia,
ku o trzech pomieszczeniach. Były
posiadało ciekawą zabudowę. Śro-
Szurlakow pochodził z Torczyna
jał się od kordonu sowietów. W końcu
ale tylko do końca stycznia gościły tu
tam dwie klasy i pokój nauczyciel-
dek Okoniesznikowa był wolny. Zaj-
na Wołyniu. Jeszcze przed pierwszą
pociąg ruszył. Rozległ się pełen roz-
ziemniaki, później ziała pustką. Wej-
ski. W salach lekcyjnych stały ławki,
mowały go porośnięte roślinnością
wojną jako uczeń chodził do gimna-
paczy i przerażenia płacz. Wszyscy
ście do niej przykryto drewnianą kla-
na nich kałamarze, tylko że nie było
ruiny domów, zniszczonych zapewne
zjum rosyjskiego w Łucku i mieszkał
mieli świadomość, gdzie nas wiozą.
pą. W ziemiance ciepło było tylko na
atramentu. Robiło się go domowym
w czasie wojny domowej. Wokół tego
na stancji u naszej babci. Podobno w
Niedaleko stacji granicznej siostra
piecu. Kiedy spałem, w nocy w czasie
sposobem z ołówków chemicznych.
pustego centrum powstała nowa
owym czasie podkochiwał się w mo-
wypatrzyła w polu pastuszków, pa-
tęgich syberyjskich mrozów włosy
Natomiast zeszyty przycinało się z
zabudowa, na przykład Rajispałkom
jej mamie. Po odzyskaniu przez Pol-
sących krowy. Rzuciła w ich stronę
przymarzały mi do pryczy. Niech o
gazet lub z papieru pakowego. Na-
mieścił się przy drodze wylotowej na
skę niepodległości został w Kijowie,
wcześniej napisany list. Nigdy nie
tym, jak było zimno, świadczy fakt, że
uczyciele nie gnębili mnie szczegól-
Kałaczyńsk. W tym oddalonym o 40
gdzie studiował. Ożenił się i już jako
dotarł on do naszych krewnych.
kiedy do wykopanej w ziemi jamy wla-
nie. Rówieśnicy na początku patrzyli
km miasteczku znajdowała się naj-
lekarz wojskowy z małżonką przyje-
Zaczęła się długa wędrówka na
ło się mleko, tworzyło ono natychmiast
wrogo. Wołali na mnie „Polaczok”,
bliższa stacja kolejowa.
chał do Łucka. Właśnie dzięki niemu
wschód w zakratowanym, szczelnie
bloki zmarzniętego, białego lodu.
przedrzeźniali, ale później przyzwy-
W dniu przyjazdu do Okoniesz-
uniknęliśmy pierwszych wywózek na
zamkniętym wagonie. Warunki były
Krótko mieszkaliśmy sami. Wkrót-
czaili się i przestali mi dokuczać.
nikowa już nikt się nami nie intere-
Sybir w 1940 roku. Zawsze w porę
straszne. Najbardziej upokarzało pu-
ce dokwaterowano nam zesłańców z
Zaprzyjaźniłem się z Litwinienką,
ostrzegał mamę. Dwa razy wyjeż-
który mieszkał na mojej ulicy, nie-
dżaliśmy na wieś do Czechów, a raz
opodal naszej ziemianki. Często w
nocowaliśmy u znajomych. Niestety
mojej obronie stawał starszy o kilka
Szurlakowa przeniesiono do innej
lat chłopak, który z babcią zajmował
miejscowości.
dom o ślicznie rzeźbionej werandzie.
Niedługo po zakończeniu roku
On sam również lubił wycinać figurki
szkolnego, przed świtem 26 maja
z drewna. Miał talent. Kiedy szedłem
1941 roku, pod nasz dom na Zamko-
ulicą, wołał mnie do siebie. Pamięta-
wej podjechał samochód ciężarowy.
li o mnie także koledzy, którzy łowili
Przy drzwiach i oknach stanęli żołnie-
ryby w jeziorach. Niekiedy dzielili się
rze z karabinami. Mama, siostra i ja
ze mną swoim trofeum, a wówczas w
spaliśmy mocno. Obudził nas łomot
ziemiance była uczta z małej rybki.
do drzwi. Do mieszkania weszli dwaj
Mimo sporej szkolnej absencji,
enkawudziści. Kazali nam ubierać się
spowodowanej brakiem odpowied-
i zabierać ze sobą najpotrzebniejsze
niego do syberyjskich mrozów stro-
rzeczy. Powiedzieli, że wywożą nas
ju, nauczyłem się doskonale czytać
do innej „obłasti” do pracy, nie wiado-
w języku rosyjskim. Dwie polskie
mo gdzie. Ja stałem oniemiały. Mama
książki, które przywiozłem na Sy-
nie wiedziała, co brać. Wszystko le-
berię, znałem niemal na pamięć.
ciało jej z rąk. Tylko starsza siostra
Zacząłem więc pożyczać powieści z
pakowała ubrania do worków i wa-
okoniesznikowskiej biblioteki i – bez
lizek. Zabrała nawet swoją balową,
przesady – byłem jednym z najlep-
Na majówce z rodziną i ze znajomymi. Jan Marcinkowski (pierwszy od lewej), fot. z ro-
jasnoróżową sukienkę z organdyny,
szych czytelników. Czytałem dosłow-
dzinnego archiwum Tadeusza Marcinkowskiego
w której była z ojcem na pierwszym
nie wszystko: sporo książek komu-
balu w kasynie oficerskim 24 Puł-
bliczne załatwianie potrzeb do dziury
sował. Dopiero nazajutrz pojawili
Besarabii – Polaków: matkę z dwoj-
nistycznych, na przykład o Pawce
ku Piechoty. Młody oficer zwrócił
w podłodze na środku wagonu. Naj-
się urzędnicy. Najpierw zabrali te
giem dzieci. I syn, i córka byli ode
Morozowie, którego zabili kułacy, ale
mamie uwagę, by zabierać ciepłą
pierw próbowano jakoś zasłaniać de-
rodziny, gdzie byli mężczyźni. Zo-
mnie starsi. Chłopiec miał 16 lat, a
też tłumaczenia obcych pisarzy np.
odzież. Wówczas przerażeni zrozu-
likwenta, później zrobiono parawan.
staliśmy my i rodzina doktora Wojni-
dziewczynka 15. Ich ojciec, właściciel
Twaina. Obok biblioteki znajdował
mieliśmy, jaki będzie cel naszej po-
Niektórzy wdrapywali się na ostatnią
cza, po którego wkrótce przyjechało
restauracji w Kiszyniowie, był działa-
się klub z salą kinową. Urządzano
dróży. Szybko wrzuciłem do worka
półkę, by śledzić mijane stacje przez
auto – zawieziono go do Andriejewki,
czem politycznym. Został aresztowa-
tu ważne imprezy. Raz w miesiącu
jeden tom „Potopu” i ulubioną książ-
malutkie okienko tuż pod sufitem.
gdzie znajdował się szpital. Sami
ny, a rodzinę wywieziono na Syberię.
przyjeżdżało objazdowe kino i wte-
kę o Indianach – „Orli Szpon” Bole-
Niekiedy pociąg zatrzymywał się i
spędziliśmy kolejną noc w pustej
Nowi mieszkańcy naszej ziemianki to
dy można było obejrzeć nie tylko
sława Zielińskiego. Załadowano nas
wówczas z każdego wagonu wycho-
szkole. Później zlitowała się nad
osoby bardzo kulturalne, natomiast
film, ale i kroniki filmowe. Była też
na ciężarówkę, ale choć pora była
dziła jedna osoba po wiadro wody
nami nauczycielka Daria Iwanowna.
sprawcą jedynego zaistniałego mię-
czytelnia, a funkcję kierowniczki
wczesna, na Zamkowej zaczął się
– tylko jedno wiadro wody na tyle
Zabrała nas do swojego domu. Był
dzy nami konfliktu byłem właśnie
pełniła ciotka mojego szkolnego ko-
ruch. Gdy sąsiedzi dowiedzieli się,
rodzin. Wszystko było brudne. Myło
on zbudowany z drewnianych bali.
ja. W dzieciństwie moją prawdziwą
legi Litwinienki. Szczególnie lubiłem
że nas wywożą, podbiegali do auta.
się kubeczkiem wody. Oszczędzało
Składał się z przedsionka i z dwóch
pasję stanowiło wycinanie barwnych
przeglądać egzemplarze „Ogońka”,
Każdy chciał jakoś pomóc. Przyno-
ją do picia. Na szczęście nie było
pomieszczeń: kuchni z piecem chle-
obrazków. Jeszcze przed wojną oj-
które zawierały czarno-białe zdjęcia
sili trochę cukru, trochę kaszy, tro-
problemów z jedzeniem. Mieliśmy
bowym i pokoju. Nas umieszczono w
ciec kupował mi arkusze z Wojskiem
i reportaże z wojny. Te fotografie sta-
chę mąki. Nie byli to sami Polacy,
zapasy, które starczyły prawie do
kuchni. Daria Iwanowna była bardzo
Polskim. Bardzo lubiłem wycinać z
nowiły niemałą pokusę. Dzięki zna-
ale także Rosjanie i Ukraińcy. Widać
końca drogi.
dobrą kobietą, ale mieszkała z matką,
nich żołnierzy. Nie oszczędzałem też
jomości z Litwinienką na moje usilne
było solidarność mieszkańców tej
Po dwudziestu dniach podróży
która odnosiła się do nas – zesłańców
kolorowych gazet, które znajdowały
prośby kierowniczka pożyczyła mi
ulicy, piękny gest w nieszczęściu.
wyładowano nas w Omsku i prze-
wrogo. Cały czas krytykowała mamę
się w domu. Na Syberii byłem pozba-
30 numerów pisma. Oczywiście, nie
Więzi ludzkie okazały się silniejsze
wieziono samochodami ciężarowymi
i moją starszą siostrę. Robiła złośliwe
wiony możliwości wzbogacania moich
bacząc na konsekwencje, powyci-
od wprowadzonych przez politykę
do kościoła z czerwonej cegły. My
uwagi. Ciągle nas pilnowała. Życie
obrazkowych zbiorów. Niespodziewa-
nałem obrazki i powyrywałem kart-
podziałów narodowościowych.
dojechaliśmy jako jedni z ostatnich.
stało się nieznośne.
nie pojawiła się pokusa nie do odpar-
ki. Sowicie wzbogaciłem tym spo-
Zawieziono nas na dworzec,
Z trudem znaleźliśmy sobie miejsce
Na Syberii brakowało urzędników.
cia. Na zakończenie roku szkolnego
sobem swój zbiór, ale obawiałem
gdzie stały już przygotowane wa-
przy wejściu do świątyni, pod ścianą.
Mama i siostra wkrótce zostały przy-
dziewczynka otrzymała kilka nowych
się oddać uszkodzone gazety. Na
gony towarowe, do których kazano
Spędziliśmy w ten sposób trzy dni.
jęte do pracy. Mama w Pticepromie
podręczników, wśród nich – dla mnie
szczęście w międzyczasie przyszedł
nam wsiadać. W każdym z nich po
W międzyczasie wywożono gdzieś
– przedsiębiorstwie zbierającym od
bardzo ciekawie ilustrowaną – książkę
do mnie Litwinienko i pożyczył ode
obu stronach były trzy prycze. My
naszych towarzyszy. Później okaza-
kołchoźników „podatek w naturze” w
do geografii. Oczywiście pod nieobec-
mnie trzy numery. Kiedy przyszło do
zajęliśmy tę dolną. Ciągle dowożono
ło się, że wieziono ich do portu nad
postaci kur i jaj, które odwożono do
ność właścicielki powycinałem najbar-
oddawania pisma okazało się, że je
dalsze rodziny. Do naszego wagonu
Irtyszem i dalej barkami do pracy. Już
Kałaczyńska, do fabryki, gdzie pro-
dziej zajmujące widoki zagranicznych
gdzieś zgubił. Do zaginionych eg-
między innymi załadowano doktora
bardzo mało osób zostało w kościele.
dukowano konserwy drobiowe i jaja
miast. Dość długo napawałem się cen-
zemplarzy dołączyłem jeszcze dwa
Adama Wojnicza, lekarza, znanego
Był ładny, ciepły dzień, gdy nas
w proszku. Siostra, która znała się
ną zdobyczą. Przestępstwo wyszło na
zupełnie powycinane przeze mnie
w Łucku działacza społecznego i
załadowano na ciężarówkę. W czasie
na księgowości, pracowała w biurze
jaw z początkiem roku szkolnego. Wy-
numery. Tak oto zamiast 30 miałem
politycznego, autora wydanej w 1922
podróży zatrzymaliśmy się w Kałaczyń-
aprowizacyjnym kołchozu jako po-
buchła awantura. Zaklinałem się, że
25 gazet. Sądziłem, że kierowniczka
roku w Łucku monografii „Łuck na
sku, na dużym placu otoczonym parte-
mocnik buchaltera. To właśnie ona
to nie moja wina, ale mama, dobrze
czytelni nie będzie ich liczyć, nieste-
Wołyniu. Opis historyczno-fizjogra-
rowymi domkami. Przez głośniki z kina
wystarała się u dyrektora o oddzielne
znająca moje zamiłowania, nie bardzo
ty zawiodłem się. Zaczęła na mnie
ficzny”. Były z nim też żona Waleria
płynęła wesoła piosenka. Na środku
mieszkanie dla nas. Zamieszkaliśmy
chciała wierzyć.
krzyczeć, a ja próbowałem się bro-
i córka Ewa. Rodzina Wojniczów
placu stała studnia. Pozwolono nam
w ziemiance – domku z darni wkopa-
I ja chodziłem w Okoniesznikowie
nić. Oburzona wołała, że specjalnie
mieszkała w Łucku blisko nas przy
napić się i nabrać wody. Pojechaliśmy
nym w ziemię. Jedyne okienko zostało
do szkoły, do drugiej i do trzeciej kla-
oczerniam Litwinienkę. Przez ten
placu Katedralnym. Załadowani do
dalej. Po dwóch godzinach byliśmy na
umieszczone na poziomie ulicy. Przed
sy, ale moja szkolna kariera z prostej
incydent musiałem pożegnać się z
wagonów czekaliśmy dwa, może
miejscu. Wyładowano nas przy budyn-
wejściem był pleciony z łozy przedsio-
przyczyny nie trwała długo. Buciki,
czytelnią, ale nadal korzystałem z
trzy dni. Teren stacji był dobrze ob-
ku szkoły w Okoniesznikowie.
nek, gdzie zimą trzymano drewno, a
w których przyjechałem na Syberię,
bibliotecznych zbiorów. Dobrze było
stawiony przez żołnierzy. Nikogo nie
Okoniesznikowo, leżące jeszcze
latem wodę. W środku znajdowało się
zepsuły się już w pierwszym roku.
uciec w świat wyobraźni od syberyj-
dopuszczano już do wagonów. Bli-
129 km na południowy wschód od
pomieszczenie, którego jedną trzecią
Mama, która ratowała się wyprze-
skiej codzienności.