img
27
nr 22 (410) |29.11­12.12.2022
Z przedwojennej prasy
www.kuriergalicyjski.com
Humor
a spotęgowane gluchym brzę-
godla państwowe ­ dodam, że
kiem lańcuchów djabelskich,
orly, względnie ptaki, mające je
żydowski
bralo we wladanie moje nogi.
przedstawiać,barwy brud-
Odmawialy mi posluszeństwa
no-żóltej, aż do czekoladowej,
tak, że nie bylem w stanie dojść
a tla przedziwnego koloru, któ-
do drzwi, któremi już wchodzil
rego oznaczyć nie umiem. Za
Wśród uczniów jeszubotu:
święty Staruszek. Więc stalem
nieboszczki Austrii rzecz taka
­ Skąd ty masz pewność, że już patriar-
w miejscu, a on blogoslawil, pytal
nie bylaby cierpiana...
cha Abraham nosil jarmulkę?
domowników, jak się sprawuję,
Cudzoziemiec i w ogóle gość
­ To bardzo proste. Przecież w księdze
kazal pacierz mówić! Uch! Z tym
zjeżdżający na ,,Targi Wschodni"
Genezis czytamy: ,,I rzekl Pan do Abra-
pacierzem to byla rzecz zawsze
nie będzie się zachwycal ulicą
hama: wyjdź z domu ojca swego..." ­ a ja-
okropnie skomplikowana. Albo
bohaterskiego m. Lwowa ­ wy-
kiż pobożny Żyd wyszedlby z domu bez
zaciąlem się w środku samym
wiezie smutne nad wyraz po-
jarmulki?!
i dalej ani rusz! ­ Albo mylilem
jęcie o czynnikach, które mają
***
fatalnie... Pamiętam raz ­ przy
czuwać nad czystością, hygieną
Po gwaltownej burzy topola przydroż-
slowach: ,,...Chleba naszego po-
i estetycznym wyglądem mia-
na zwalila się w poprzek gościńca.
wszedniego..." urwalem nagle...
sta, a które śpią snem twardym
Nadjeżdża furmanka. Zsiada z niej kil-
Rozpacz... Przez plecy idą ciarki,
i wyjątkowo trwalym.
ku Żydów. Zaczynają debatować, jak by
St. Socha
lzy same naplywają do oczu, dja-
przeszkodę usunąć. Padają różnorakie
bel już brzęczy lańcuchem i wi-
propozycje, sentencje, cytaty z Talmudu.
dlami grozi ­ a na to św. Mikolaj
A to już piękne liryczne po-
W pewnej chwili zjawia się wóz nala-
slucha i dziwi się... Wyratowal
dejście do opisu swej uliczki...
dowany sianem. Z wozu zlazi wieśniak,
mnie brat mój starszy z tej ol-
chwyta rękami pień topoli i odtrąca ją na
Świt, dzień i noc ulicy
brzymiej kolizji i podpowiedzial:
bok.
,,...z maslem daj nam dzisiaj!"
Mala, cicha uliczka obrzeżo-
Żyd-talmudysta mruczy pod nosem:
Odetchnąlem z ulgą i bez na-
na dwoma rzędami will, otulo-
­ Też mi sztuka! Silą!
myslu calą powtarzam zwrotkę:
nych dzikiem winem i glicynja-
***
POD LWOWSKIM RATUSZEM TRUDNO SIĘ POŚLIZGNĄĆ ­ TO NIE
,,Chleba naszego powszedniego
mi trwa w spokojnym, bezruchu.
Żydzi w bożnicy zastanawiają się nad
AL. FOCHA
z maslem daj nam dzisiaj!". Św.
Na nieskalaną jeszcze ciemne-
teorią Einsteina.
Mikolaj rad byl ogromnie! Wi-
mi wstęgami kól biel jej jezdni
i metalowemi okuciami. Szo-
drzew, skąpane w promieniach
­ Jednego nie mogę w żaden sposób
dzialem to i pamiętani doskona-
i chodników wolno, sennie, niby
ferujące niemi mamy po dwie
lecących jasną kaskadą...
zrozumieć ­ przyznaje się Todros. ­ W jaki
le, jak się starowina uśmiechal...
strzępki srebrzystej waty padają
i trzy w rzędzie wiozly powo-
Księżyc wyczarowywal swą
sposób dwie równe rzeczy mogą być jed-
Jednego roku, oczekując z ra-
platki śniegu, wirując zlotawym
lutku swoje pociechy, plotkując
zimową baśń.
nocześnie różne?
T.-ski
dością i trwogą przybycia świę-
polyskiem w blasku dwu doga-
o wszystkiem, a przede wszyst-
­ Ja ci to zaraz wytlumaczę ­ odzywa
tego z zabawkami, ujrzalem ­ ku
sających latarń. Granat nieba
kiem dzieląc się wrażeniami na
się Josel.
niemalemu zdziwieniu na uli-
wybitego srebrnymi ćwieka-
temat spokojnie w wózeczkach
To też zdarzylo się na ulicy
­ Z Warszawy do Lodzi jedzie się dwie
cy dwu świętych, dwu diablów,
mi gwiazd przechodzil zwolna
śpiących maleństw.
i uderzylo mnie podobieństwo
godziny. A ile jedzie się z Lodzi do War-
dwie latarnie kolorowe i dwu
i nieznacznie w coraz to jaśniej-
Dzień grudniowy jest bardzo
imienia i nazwiska...
szawy? Też dwie godziny. Jasne, praw-
aniolków! Co to może być? ­ po-
szy blękit.
krótki.
da? A sluchaj teraz: od święta Purim do
Wypadeknagololedzichodnika
myślalem. A gdy obaj święci, po
Budzil się świt grudniowego
Slońce niziutko sunące nad
Wielkanocy uplywa jeden miesiąc, a od
jakiejś krótkiej, lecz glośnej wy-
ranka.
W dniu wczorajszym wie-
śnieżno bialym horyzontem
Wielkanocy do święta Purim ­ jedenaście
mianie slów, zaczęli się okla-
Zaturkotaly kola jakiegoś
czorem elektromonter Marjan
skrylo się za nim, rzucając jakby
miesięcy. Jasne, prawda?
dać pastoralami, gdy djably nie
wózka, zaprzężonego w siwego
Chrzanowski przechodząc Ale-
na pożegnanie cale snopy czer-
***
zamierzaly się, lecz naprawdę
konika prychającego klębami
ją Focha, poślizgnąl się na golo-
wono-zlotych strzal, na krót-
Froim, sklonny do filozoficznych roz-
bić zaczęly się widlami, gdy je-
pary z nozdrzy. Koń i woźnica
ledzi chodnika, a upadlszy do-
ko purpurą i zlotem barwiąc
ważań, nie może zasnąć. Dokucza mu
den z aniolków gruchnąl latar-
przepadli w rozjaśniającym się
znal tak ciężkiego potluczenia,
chmury i śniegi.
pchla.
nią w mitrę jednego ze świętych,
mroku; zdala dolecialy dzwon-
samochodem sanitarnym
Zmierzch zapadal o wiele
­ Aj, ty, pchlo! ­ powiada wreszcie
aż ta spadla na chodnik... wtedy
ki pierwszych tramwajów. Okna
Pogotowia przewieziony zostal
szybciej niż rankiem ustępowal.
zniecierpliwiony. ­ Ja ciebie nie rozumiem!
zbaranialem kompletnie! Pojęcie
parterowe will rozgorzaly świa-
do szpitala powszechnego.
Gwiazdy zrazu nieliczne,
Albo ty jesteś zdrowa ­ to co ty robisz
o szacunku obowiązującym dla
tlem z trudem przenikającem
rzadko blyszczące coraz gęściej
w lóżku? Albo ty jesteś chora ­ to dlacze-
świętych, zmętnialo do reszty
przez mat zamarzniętych szyb.
I tu też pewne wydarzenie
rozsypywaly się jak drobniut-
go ty skaczesz?
i pobieglem do ojca z gwaltowną
Sine pasemka dymów uniosly
mialo miejsce na ulicy, na któ-
kie perelki po szybko ciemnie-
***
interpelacją ­ co by to moglo zna-
się z kominów, budząc krzykli-
rą z utęsknieniem wyglądal
jącym blękicie kopuly nieba.
Na lekcji religii.
czyć? Wyjaśniono mi doskonale.
we kawki.
z okna autor wspomnień...
Noc zimowa rozsnula nad
­ Kto mi powie ­ pyta nauczyciel ­ jaki
,,Oto św. Mikolaj spotkal kogoś,
Zamajaczyly sylwety pierw-
uliczką swój królewski plaszcz
grzech popelnili bracia Józefa, sprzedając
Po dniu św. Mikolaja
kto go chcial naśladować na zie-
szych przechodniów. Rozlegl
z granatów.
go?
Przeżylem dzień piękny,
mi, za co ów ktoś zostal grun-
się szum miotel zamaszyście
Gdzieś z przepastnych jej za-
Berek podnosi dwa palce do góry.
dzień, który przenosi mnie za-
townie ukarany doraźnie widla-
zgarniających calun śniegu
kamarków wylonil się tajemniczy
­ Oni go sprzedali za tanio i bez
wsze myślą i duszą calą w lata
mi i latarką, podarciem peruki,
z chodników na jezdnię. Ulica
cień, przystający co kilkanaście
opakowania.
ubiegle już dawne, dzień, w któ-
brody, wąsów i mitry. Nazajutrz
rozbrzmiala wesolym gwarem
kroków. Ślad swej drogi znaczyl
***
rym żylo się wylącznie rado-
dowiedzialem się, że prawdzi-
gromadek dzieciaków, śpieszą-
rozblyskiem coraz to nowej la-
Szadchen swata mlodzieńcowi posaż-
snem oczekiwaniem szczęścia!
wy święty poszedl ze skargą na
cych do szkoly. Kiedy znikly ich
tarni,wysnul ich dwie dlugie,
ną pannę.
A lat minęlo już od lej chwi-
uzurpatora do policji, dokąd oby-
roześmiane, rumiane od mrozu
nieruchomo świecące rzędy, niby
Mlodzieniec wzbrania się:
li... Ech! Czyż mam Czytelnikom
dwu prowadzil uroczyście suro-
buziaki, ukazali się starsi pano-
pyszną kolją spinające ulicę.
­ Przecież ona jest na pól ślepa!
szanownym przekladać tu me-
wy stróż bezpieczeństwa.
wie, majestatycznie zdążający
Mróz coraz potężniej roz-
­ I to ty uważasz za wadę? Pomyśl tyl-
trykę moją!... Wystarczy, jeśli
Bylo to dla mnie zupelną sa-
do swych biur czy urzędów.
iskrzal brylanciki śnieżnych
ko - nie będziesz musial niczego przed nią
powiem, że już te lata wiosny
tysfakcją i dalo mi znów za-
Gdy slońce wyjrzalo na chwilę
gwiazdek.
ukrywać.
przeżylem ­ a jak dawno ­ to
chwianą nieco równowagę są-
z za gęstego welonu chmur i roz-
Coraz rzadziej rozlegal się
­ Ale ona jest prawie glucha!
obojętne. Nieprawdaż? A piękne
dów o niebiosach.
palilo na śniegu miljony klują-
skrzyp śniegu pod nogami za-
­ Pomyśl tylko ­ ona nie uslyszy two-
to byly chwile!
Tego samego roku byl u wujo-
cych w oczy iskierek, uliczka
późnionych
przechodniów
ich przekleństw...
Jak dziś pamiętam ten dzień,
stwa moich, do ciotecznego mego
znów byla cicha i pusta. Chwilę
wracających do domów. Jasne
­ Kuleje na jedną nogę!
kiedy z glośnem serca biciem
rodzeństwa z nieba zeslany św.
przy skrzynkach, umieszczo-
plamy oświetlonych okien ga-
­ Tylko pomyśl ­ ona nie będzie za tobą
wyglądalem już od czwartej go-
Mikolaj. Gdy wyszedl ­ zniklo
nych na furtkach zatrzymal się
sly jedna po drugiej, pogrążając
chodzić krok w krok...
dziny popoludniu przez okno na
palto z przedpokoju. Konsterna-
listonosz i jak czarny duszek
w mroku pod niemi zimowym
­ No i ma garb!
ulice, starając się przebić oczyma
cja nowa powstala w mym umy-
przemknąl raźnym krokiem we-
snem śpiące ogródki.
­ Oj, mlody czlowieku, bądźże spra-
grudniowe mroki wieczorne i uj-
śle, który na próżno silil się na
solo pogwizdujący kominiarz.
Cisza,  taka  aż  dzwoni
wiedliwy! Przecież jakąś jedną wadę to
rzeć wytęsknionego św. Mikola-
znalezienie odpowiedzi na pyta-
W poludnie, gdy dzieciarnia
w uszach, cisza nocy grudnio-
ona może mieć!
ja. Z tak przylepioną do zimnej
nie: Na co św. Mikolajowi palto?...
wrócila ze szkoly i uliczka znów
wej obejmowala wszystko w swe
***
szyby twarzą stalem godzinami,
Dopiero Matka wyjaśnila to
zastygla w martwej ciszy, skądś
posiadanie.
Szadchen swata jedynaczkę malomia-
wsluchany w najlżejszy na uli-
okropnie zrozumiale, że sta-
bezszelestnie nadlecialo stadko
Ulica zapadala w glęboki sen.
steczkowego bogacza i wylicza rodzicom
cy szmer starając się odróżnić
ruszkowi zimno przecie w sa-
gilów. Obsiadly milczące koro-
Z poza strzelistych wieży-
zalety przyszlego zięcia.
w nim upragniony glos dzwonka,
mym ornacie i albie, więc okryl
ny klonów pyszną czerwienią
czek narożnej willi wyplynęla
­ Mlodzieniec ­ zapewniam was ­ ma-
jakim zazwyczaj św. Mikolaj sy-
się paltem, na co nie powinniśmy
swych piórek ożywiając srebrem
wielka, srebrna tarcza księżyca,
jętny, uczony, wnuk rabina. Skarb! Istny
gnalizowal swoje przybycie.
narzekać ani się dziwić!... Jasne
śniegu przyprószone galązki.
ożywiając jakąś nierealną, baj-
skarb! Ma co prawda jedną maleńką wadę:
Zadźwięczal dzwonek... Dech
jak slońce! Więc też ani się nie
Pokręcily się chwilę, poćwier-
kową poświatą uśpioną uliczkę.
jąka się.
w piersiach wstrzymalem, pa-
dziwilem, ani narzekalem, tem
kaly coś cieniutko, strącily kilka
Glębiej, intensywniej zarysowa-
­ Czy zawsze? ­ pyta troskliwa matka.
trząc w ciemność ulicy. Kolorowa
bardziej, że palto bylo mego wuja.
jak śmigla wirującymi skrzydel-
ly się jej cienie, srebrzyściej roz-
­ Ależ broń Boże! ­ odżegnuje się swat
Leon Żypowski
zamigotala latarka, a w jej świetle
kami nasionek i znikly tak nie-
jarzyly się jasne platy śnieżnego
­ Tylko podczas mówienia.
zalśnila śnieżnobiala szata aniol-
spostrzeżenie jak przylecialy.
kobierca. Wiotką jak zjawa, mi-
ka... Wzruszenie moje dochodzi-
Zostala zachowana orygi-
Slońce wywabilo liczne wóz-
sterną koronką zarysowaly się
WYBÓR
lo do kulminacyjnego punktu,
nalna pisownia
ki dziecinne, lśniące lakierem
przyprószone śniegiem korony
KRZYSZTOF ŻMUDA